sobota, 30 lipca 2011

Nasze afrykanskie mini-zoo :)

Nie dziala nam tu opcja dodawania komentarzy, wiec musimy tak: M I R – bardzo nam milo :D Pozdrawiamy ze slonecznego Kasisi (ale za to temperature rano mamy na pewno o wiele nizsza, niz Wy ;))

U nas epidemia goraczki I kaszlu, u starszych dzieci z bole glowy w pakiecie. Wiec biegamy z termometrami, rozbieramy, schladzamy, podajemy paracetamol i ibuprom, osluchujemy, zagladamy w gardla itd. I w zasadzie nic poza tym na chwile obecna :>
Co 1-2 dni ktoras jedzie z s. Mariola do Lusaki albo na lotnisko, glownie w celu przywozenia / odwozenia rozmaitych gosci, ktorych tu zdecydowanie nie brakuje.
Z cyklu egzotycznych atrakcji pojawily sie ostatnio wielkie, afrykanskie zaby :p W zasadzie chyba ropuchy. Wychodza wieczorem na chodniki i trzeba badzo uwazac, zeby ktorejs nie nadepnac (nie zawsze sie udaje… na szczescie ta, ktora wczoraj przetracilam, nie doznala zadnego trwalego uszczerbku na zdrowiu… ;) – Zosia). Jeszcze nam tu brakuje zabiegow ortopedycznych na podeptanych zabach!
Mamy tez ogromne swierszcze (ok. 7 cm juz widzialysmy) i wielkie afrykanskie osy, ktore podobno bardzo bolesnie zadla, ale nie grozi to jakimis specjalnymi problemami. Wierzymy na slowo, sprawdzac nie bedziemy ;) Mamy za to na zdjeciach ich bardzo oryginalne gniazda, zamontowane akurat tuz przy naszych pokojach ;)
Jutro podobno mamy jechac na jakas wycieczke, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jak sie uda, to jeszcze w poniedzialek zdamy krotka relacje, bo wyjezdzamy stad dopiero po poludniu. Ale w sumie, to trzeba sie bedzie spakowac jeszcze. Zobaczymy :)
Pozdrawiamy wszystkich naszych Wiernych Czytelnikow ;)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Targ pamiatek

Witamy ponownie :)
Udalo nam sie wczoraj zalapac na wycieczke do Lusaki, na targ. Sprzedaja tam w zasadzie tylko pamiatki dla cudzoziemcow, wiec ceny dosc zawrotne, ale jak sie dobrze potargowac (co zreszta jest obowiazkowe ;)), to mozna "prawie wyjsc na swoje" ;)
Chwilowo pracy troche mniej, bo dzieciakom sie poprawia, ale i tak zawsze cos wyskoczy. Wczoraj np. po powrocie z miasta wpadlysmy prosto na chlopca ze zwichnietym  albo skreconym (prawdopodobnie) kolanem, wlasnie pojechal na RTG niedawno, moze sie czegos dowiemy. Dzisiaj dla odmiany jeden maluch mial prawie 40 stopni goraczki. Do tego mamy kilka przypadkow blizej niezidentyfikowanej wysypki, pracujemy nad tym :) Na szczescie coraz mniej przemawia za tym, zeby to byl swierzb, wiec moze uda sie uniknac odkazania calego osrodka i smarowania masciami 230 dzieciakow...
Lwia rodzinka podobno nadal kreci sie gdzies w okolicy, wiec spacery nadal niewskazane. Wczoraj udalo sie nam obejrzec zachod slonca nad pobliska tama, ale tez tylko pare krokow od samochodu. Tak na wszelki wypadek ;) Niesamowicie szybko sie to tutaj dzieje - w ciagu minuty, najwyzej dwoch cala,wielka, pomaranczowa kula chowa sie za drzewami i zaraz jest totalnie ciemno.
Konczymy, bo czas na kolejne leki.
Pozdrawiamy i do uslyszenia nastepnym razem!

piątek, 22 lipca 2011

Afro-newsy :)

Witamy :)
Dzieciaki powoli dobrzeją, więc mamy trochę mniej obowiązków, a co najważniejsze – przesypiamy całe noce! :D Ale już wiemy, co to znaczy 72-godzinny dyżur i bynajmniej nie polecamy ;p (w tym miejscu gorąco pozdrawiamy doktora Szymańskiego i składamy wyrazy naszego pełnego zrozumienia i szacunku ;)).
Od wczoraj mamy pomoc w postaci Portugalskiej lekarki, co prawda już po najgorszym etapie, ale zawsze ;) Bardzo miło się współpracuje, niestety tylko do jutra, bo wizyta w Kasisi jest tylko jednym z elementów podróży (nota bene – poślubnej :) Bruny i Ericka).
W środę udało nam się odbyć wycieczkę łodzią po zalewie na dopływie Zambezi, z polskim księdzem, zambijskim seminarzystą i Asią, która tu z nami mieszka. Bardzo sympatyczna wyprawa, był nawet przystanek w prawdziwym, afrykańskim buszu! Mamy nadzieję, że bardziej doświadczeni mieli rację, że obecne w owym buszu komary to nie te malaryczne i tym sposobem skutki uboczne wycieczki obejmą tylko pogryzienie przez całkiem dorodne, afrykańskie mrówki, które powitały nas przy wysiadaniu z łodzi (skąd się tam wzięły – nie mamy pojęcia; jak wypływaliśmy, nie było ani jednej!).
Zmęczenie nadal daje się we znaki, pewnie też dlatego, że w zasadzie nie miałyśmy jeszcze czasu na solidny odpoczynek po egzaminach – jedyne wolne chwile jak dotąd to w zasadzie te w samolotach. No i na łodzi, ale tam trzeba było wiosłować, więc też tak nie do końca ;p
Noce nadal tragicznie zimne, ale dostałyśmy wczoraj nowiusieńkie, cieplutkie kołderki i już przynajmniej nie marzniemy nad ranem, no i nie musimy spać w 2 parach spodni i 2 polarach z kapturami ;p Za to w dzień bardzo przyjemnie świeci nam afrykańskie słoneczko. Jest chyba bardzo sucho (jak na porę suchą przystało ;p), bo w zasadzie nie można się tu spocić, co w dużej mierze rozwiązuje problem prania i dostępnej ilości ubrań ;)
Jesteśmy już umówione z siostrą Józefą z Mpanshy – przyjeżdża po nas 1 sierpnia. A potem zobaczymy, bo siostry Mariola i Janina nie bardzo chcą nas stąd wypuścić ;p Dzisiaj uznały, że pozwolą nam odjechać, a potem zrobią powstanie sierpniowe i nas odbiją ;p Więc jak usłyszycie o jakichś walkach plemiennych w Zambii, to to będziemy my ;ppp
A, no i generalnie dobrze, że z tą łodzią udało się w środę, bo teraz już byśmy nigdzie nie pojechały – podobno w okolicy kręci się rodzinka lwów – mama, tata i dziecko –  więc wszelkie spacery chwilowo ograniczają się do terenu misji. I ewentualnie w niedzielę do dużego kościoła, ale to po drugiej stronie ulicy jest, jakieś 50 sekund drogi od naszej bramy. Tak blisko ludzi nie podchodzą.
I tą miłą informacją kończymy na dziś,
Pozdrawiamy spod naszych ogródkowych palm (zdjęcia mamy na uwadze cały czas, ale na razie więcej popstrykałyśmy tylko na łodzi, no i Internet nie śmiga tu jak w Polsce ;)),
Zosia i Sylwia

wtorek, 19 lipca 2011

Troche kwestii organizacyjnych...

... bo oczywiscie zapomnialysmy ;)
Kazda ma swoj pokoj z lazienka, zamykany na klucz, wiec nie ma problemu, zeby wszystko tam zostawiac. Jedzenie pyyychaaa!!! (Przepraszamy nasze Mamy, ale naprawde konkurencyjne!!!). Ma sniadanie jest pszenny chleb i dzemy z mango, guavy, pomaranczy itp. frykasow :), maslo orzechowe - bardzo smaczne, w przeciwienstwie do polskiego ;), czasem bulki, chyba maslane. Na obiad schima (kaszka kukurydziana, ugotowana jakby w malej ilosci wody, bo taka bardziej zbita, bardzo jalowa, ale z warzywami jest OK), mieso (zazwyczaj kurczak), mnostwo warzyw. Ale mielismy juz tez takie wybitnie afrykanskie potrawy, jak pizza czy spaghetti ;p;p;p Na deser czesto jakies ciasto (rownie smaczne), na kolacje przewaznie powtorka ze sniadania, czasem cos innego.
Komary na razie widzialysmy dwa, ale oczywiscie pelna profilaktyka w uzyciu - Mugga, moskitiery, dlugie rekawy itd. Nie panikujemy juz na widok gekonow (takie jaszczurki, bardzo szybkie ;)), duzych, plaskich pajakow (podobno niegrozne, a zjadaja komary, wiec pozyteczne). Na nocne wyprawy do pacjentow chodzimy z 4 latarkami, wezy na razie nie widzialysmy. Tylko zaby czasem strasza, jak wyskocza pod nogi ;)
No i strasznie zimno jest w nocy, zwlaszcza nad ranem - koszula i dwa polary to minimum... W dzien jest ladnie, tak na krotki rekaw albo cienka koszule z dlugim.
Jutro jak sie uda (temperatury dzieciakow pozwola...) - zalapiemy sie na wycieczke lodka po rzece z polskim ksiedzem, ktory czasem odprawia tu msze.
Pozdrawiamy raz jeszcze i gnamy pod kran ;)
Do nastepnego posta!!!

AfroSurvival ;p

Witamy po dlugiej przerwie!!! Pozdrawiamy z Kasisi!!!
Dojechalysmy bez problemu, dwa dni zeszlo, ale bylo milo ;)
Pierwszego dnia nie bylo internetu, a zaraz potem sie zaczelo - dzieciaki choruja, jakby specjalnie dla nas sie staraly :/ Po spisaniu wszystkich zajec, nasz plan dnia ledwo miesci sie na formacie A4 ;p Wlasnie jestasmy po drugiej nieprzespanej nocy, nie bardzo mamy czas na mycie i jedzenie, wiec same wygladamy juz prawie jak nasi mali podopieczni ;)
Mamy tu chyba jakiegos wirusa, albo cokolwiek innego, co powoduje goraczke, wymioty i biegunke u dzieciakow. Jedno wrocilo ze szpitala po zapaleniu pluc, dwoje innych ma prawdopodobnie to samo (a moze gruzlice, albo malarie - kto to wie... Test na malarie mamy tylko na falciparum, wiec duzo to nie da, siostry mowia, ze nawet nie warto ich kluc; jedna dziewczynka jest na Coartemie, tak na wszelki wypadek.). Ta dwojka jest na zastrzykach co 6 godzin, wiec mamy pobudke o 3:30 kazdej nocy z tej okazji :/ Od wczoraj mamy tez problem z nasza najmniejsza Rhoda (1 miesiac), ciagle wraca jej goraczka, na szczescie teraz jest lepiej, miejmy nadzieje, ze juz tak zostanie. Generalnie tkwimy po uszy w czopkach, syropkach, zawiesinach i osikanych pieluchach, jako ze nie maja tu pampersow ;)
Na razie zrobilysmy moze ze 3 zdjecia, bo nie ma na to czasu - jak sie dzieciaki wychoruja, to postaramy sie o wiecej i moze uda sie cos tu wrzucic.
Pozdrawiamy serdecznie,
trzymajcie kciuki za dzieciaki, bo jak one szybko nie wyzdrowieja, to my padniemy razem z nimi ;)
Zambijskie buziaki dla naszych Wiernych Czytelnikow :*:**
Biegniemy pod prysznic, moze jest ciepla woda, to zdazymy sie wykapac przed obiadem. W koncu :D

środa, 13 lipca 2011

Time to say goodbye... :>

Na włóczęgę już wyruszyć przyszła pora;
Las nas goni śpiewem ptaków, szumem drzew. 
I wołają nas już pola i jeziora, 

Zeszłoroczny nasz wesoły pomnąc śpiew.

Ludzie mają swoje sprawy, ludzie lubią się bogacić;
Pełne brzuchy mają, chcą mieć pełen trzos. 
A ja gonię, a ja gonię swe marzenia!
Szczęścia szukam, gdzie kaczeńce i gdzie wrzos...

Tym, co iść nie lubią, mówię: do widzenia;
Za dni kilka może znów powrócę tu…
Idę w świat, by tam dogonić swe marzenia;
Aby spełnić kilka swoich złotych snów…

Więc z dziewczyna swą pod rękę i z gitarą, i z piosenką...
Precz mi troski, przecz przykrości, słońce świeć
! 
Idę gonić, idę gonić swe marzenia!
I spokoju szukać pośród starych drzew...

Tak, to proste, że i gadać szkoda czasu;
Lepiej plecak wziąć i iść przed siebie wprost;
Szukać wiatru i zapachu szukać lasu;
Jak najdalej zadymionych wielkich miast.

Zrozum bracie – tak to trzeba;
Łóżkiem – trawa, dachem - drzewa,
Z wiatrem biegać i z ptakami śpiewać w glos…
Trzeba gonić, trzeba gonić swe marzenia. A nie czekać ile trosk przyniesie los!!!

                                   Gonić marzenia... – Bułat Okudżawa

czwartek, 7 lipca 2011

Yellow fever

Szczepienia już w komplecie, żółta febra okazałą się być zupełnie bezproblemowa :) Od jutra startujemy z doxycykliną, mamy nadzieję, że również bez żadnych zbędnych komplikacji :)
A póki co - interna na horyzoncie... ;)

piątek, 1 lipca 2011

... a nie mówiłam...? ;)

Według najnowszych ustaleń - trasa podana w poprzednim poście jest już nie do końca aktualna ;)
Zgadza się wszystko do momentu przylotu do Lusaki - pierwsze 2 tygodnie spędzimy jednak nie w Mpanhya, a w Kasisi, ok. 8 km od Lusaki. Ot, miłe urozmaicenie :)


Dla zainteresowanych - linki do stron www obu ośrodków:
Kasisi: http://www.kasisichildren.org/index.htm
Mpanshya: http://www.stlukesmissionhospital.org


Jeszcze tylko 2 egzaminy, 1 szczepienie (już się cieszymy... ;p), parę papierów w dziekanacie i powoli trzeba będzie zacząć łykać doxycyklinkę ;)