czwartek, 4 sierpnia 2011

Mpanshya

Pozdrowienia z Mpanshyi, gdzie to piszemy, i z Lusaki, gdzie wysylamy :p
Przybylysmy tu (do Mpanshyi) w poniedzialek weczorem, jakos po 19:00. Bylo juz cimno, wic nic nie widzialysmy, dostalysmy tylko kolacje i po wiadrze ceplej wody i poszlysmy spac ;p No, jeszcze sie rozpakowalysmy po drodze ;)
Znowu kazda ma swoj pokoj z lazienka, w dodatku swiezo wybudowany, wiec jest czysciutko i przytulnie. Jestesmy pierwszymi loktorami tego budynku.
Wczoraj (we wtorek) mialysmy 3 wycieczki krajoznawcze, z trzema roznymi przewodnikami, zeby poznac okolice. Widzialysmy przedszkole, szkole podstawowa, szkole pielegniarskakosciol, rozn biura, kuchnie itp.
Dzisiaj od rana bylysmy w szpitalu, trafila sie nam wpolpraca z przesympatycznym lekarzem (Niemiec, miszkajacy na stale w Szwajcarii, od 2 czy 3 lat w Zambii, razem z zona - tez lekarka i 2 synami). Mnostwo praktycznych i ciekawych rzeczy nam powiedzial i pokazal (a ze niemiecki lekarz ze Szwajcarii uczy w Zambii polskich studentow po angielsku, to coz w tym dziwnego... :>). Jest ginekologiem-poloznikiem, wiec w sumie dzien zaczalysmy od cesarki po afrykansku ;) Ale bylo badzo spoko, nawet znieczulnie podpajczynowkowe zapodali! Potem siedzialysmy z nim w przychodni i szpanowalysmy wiedza o chwytach Leopolda i dzialaniu Tamoxifenu ;p
Po poludniu bylysmy w odwiedzinach u ksidza, jak sie okazalo - Polaka ;), badzo fajny czlowiek. Umawiamy sie z nim i z siostra Angelika na wycieczke w gory :) Bo jest tu taka gora z krzyzem, jak nasz Giewont, ale dzisiaj nam jeden pan usilowal pokazac ten krzyz przez lornetke, ale nikt poza nim go nie widzial, wiec pojdziemy go poszukac i zrobimy zdjecie, jesli naprawde tam stoi ;p
Jest tu przepieknie, dookola gory i lasy, bajeczne widoki, zwlaszcza od ksiedza z tarasu ;) No i tutaj to juz taka prawdziwa Afryka - domki, kryte strzecha (pod jednym takim jadamy obiady :D), sklepy z blachy i slomy. Oczywiscie karty telefoniczne i cole mozna kupic w kazdym ;)
Jest tu tez cieplej, niz w Kasisi - wstjemy tylko pol godziny pozniej, a ubieramy o 2 cieple rekawy mniej. Tak samo wieczorem. No i w nocy nie marzniemy :) Komarow na szczescie tak samo malo, a tez ni lazimy po nocach, bo pracujemy tylko do 17:00, a poza tym wieczorem spuszczaja psy ;p Wiec szanse na malarie may raczej niewielkie, tym bardziej na doxie i spiac pod moskitiera :)
Mamy "swojego" psa - Sweety. Lazi za nami wszedzie i czeka wioernie pod drzwiami - ostanio koczowal np. pod sala operacyjna ;P Mamy tez slicznego malego kotka - Pussy, dwie kury i koguta, wiec na brak towarzystwa raczej nie narzekmy ;) Pozostaje miec nadzieje, ze zwierzece pchly nie przechodza na ludzi... ;p
Pozdrawiamy raz jeszcze,
BushManki ;p

6 komentarzy:

  1. Rodzinka Mwaba śledzi i pozdrawia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obserwujemy obserwujemy i serdecznie pozdrawiamy. K i M

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mam pojęcia czym jest chwyt Leopolda (i chyba wolę nie wiedzieć :), ale ślę Wam uściski i duuuużo megamocy - przyda się na pewno! DarKa

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam:) Kasia - rodzona siostra tego fajnego księdza Polaka

    OdpowiedzUsuń
  5. O, milo poznac :) Troche o Tobie slyszalysmy, w samych superlatywach oczywiscie! :D Pozdrawiamy rowniez :) Zosia (w imieniu swoim i Sylwii, jak sadze)

    OdpowiedzUsuń